Tłumacz w swojej pracy musi liczyć się z tym, że będzie miał do czynienia z różnymi sytuacjami. Niektóre z nich są dość proste i przewidywalne, nietrudno nad nimi zapanować. Kiedy ktoś siedzi przy biurku i w zaciszu swojego gabinetu tłumaczy tekst pisany, może sobie pozwolić na chwilę przerwy, może sięgnąć do słownika czy notatek.
Nie działa wtedy pod presją czasu ani otoczenia. W innej sytuacji są ci tłumacze, którzy pracują z żywym słowem i muszą je na bieżąco przekładać na dany język. Tutaj wyzwanie jest naprawdę spore.
Za moment będziemy zajmować się tłumaczeniami symultanicznymi w bardziej ogólnym ujęciu, jednak nim do tego przejdziemy chcemy poświęcić czas jednej z ich specyficznych form. Tłumaczenia szeptane – dla laików może to brzmieć tajemniczo, ale dla ludzi z branży to nic egzotycznego. Taki wariant tłumaczenia jest stosowany w sytuacji, gdy trzeba przełożyć tekst mówiony niewielkiej grupie osób.
Jest to obrazek, z którym mamy do czynienia na różnego rodzaju konferencjach i wykładach z większym audytorium. Wśród słuchaczy z reguły przewagę mają osoby posługujące się określonym językiem. Jeśli na sali mamy zdecydowaną większość Polaków, a prelegent mówi w języku polskim, to większość go rozumie i tłumaczenie nie jest potrzebne.
Jednak równocześnie mamy grupę gości, dajmy na to pięcioosobową, która posługuje się językiem angielskim i nie zna polskiego. Wtedy tłumacz siedzący obok kieruje do nich szeptem tekst, który stanowi symultaniczny przekład wypowiedzi prelegenta.